poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Prolog


Uklękła nad brzegiem jeziora.  Jej grube, czarne włosy opadały na ramiona, a jej malinowe usta przykuwały wzrok każdego mężczyzny. Dziewczyna za pomocą tarki prała swoje ubrania. Zimna woda otulała chłodem jej dłonie natomiast promyki słońca ogrzewały jej skórę. Tam gdzie mieszkała nie było zbyt dobrze. W wiosce gdzie przebywała służyła przedziwnej, siwej kobiecie, która już miała za sobą kilka wiosen. Inne wioski niosły plotki, że to wiedźma, a gdy ktoś zapuści się w jej teren może pozbawić go życia. Ona tak nie uważała. Wychowywała się tu od dziecka, a zawsze mogła wyżalić się przyjacielowi: Zacowi. Chłopak zawsze ją pocieszał, traktował ją jak własną siostrę, choć że obaj byli tak naprawdę jedynakami.

-Gdy skończysz prać ugotuj obiad dziewucho!-Rozkazała jej macocha. Może to, że dla innych była tylko podłą czarownicą dla niej była matką.
-Tak mamo!

Julia zawsze wykonywała jej rozkazy, czasami nawet wątpiła w to, że jest jej matką ale nikogo przecież nie znała od urodzenia. Ojca nie było przy jej boku, prawdopodobnie zginął w walce gdy była niemowlęciem.

-Jak możesz to znosić?- Zapytał Zak, chłopak o bujnych blond włosach. Był od niej wyższy i starszy o dwa lata.

-Normalnie, a ty nie rąbiesz przypadkiem drewna na ogień?-Zmieniła temat.

-Robota dawno jest wykonana, mamo.-Odpowiedział z  irytującym Julię uśmieszkiem.

-Przestań!-Krzyknęła i pobiegła w stronę domu.

-Kiedyś mi za to podziękujesz.-Mrukną chłopak. Nad nim przeleciało dziwne stworzenie. Nie był  to gryf, to był posłaniec jego Pani. Zac zawsze zachwycał się kiedy ten wielki o granatowej barwie piór ptak ląduje na ziemię lub wzbija się w niebo.

-Zac, przekaż to twojej matce. To list od króla Kaspiana. –Powiedział ptak.

- Co to za list?

-To nie twoja sprawa młody.-Zac rzucił mu chłodne spojrzenie. Nienawidził gdy tak do niego mówił. „Młody.” Te słowo zawsze go irytowało. Miał już przecież prawie 20 lat! Nie był już małym chłopcem, którego zawsze jego „matka” wysyłała po zakupy do miasta czarownic. Marzył o tym aby wyrwać się z tego wariatkowa. Jest na to gotów ale co z Julią? Przecież ona tego nie widzi. Nie widzi jak ta baba ją za ślepiła.

Gdyby to się udało zamieszkalibyśmy w małym, drewianym domku. Wzielibyśmy ślub i mielibyśmy… Nie! To nie mogłoby się udać!-Wyrwał się nagle ze swoich myśli Zak.  Po wyrąbaniu drewna na opał nie miał innych zajęć więc postanowił przejść się do wioski ale zanim to zrobi da odpowiedź od posłańca.

*************************

Późnym wieczorem Julię zmorzył sen. Jej powieki powoli się zamykały. Była tak wycięczona i zmęczona, że marzyła aby pójść wreszcie spać. Jednak coś nie dało jej spokoju. Dziewczyna przewracała się z boku na bok. Za nic w świecie nie mogła zasnąć, a do tego czuła jak kości dawały o swoim bólu znać. Nagle usłyszała jakiś dziwny odgłos. Myślała, że to wiatr i odwróciła się. Ale za chwilę znów usłyszała ten sam dźwięk.

-Co jest?-Mruknęła pod nosem tak cicho, że gdyby obok siedział tylko Zac na pewno by  ją usłyszał. Julia podeszła do okna. Ku jej oczom zauważyła niewielki kształt, który podobny był do okręgu. Otworzyła okno lecz zanim to zrobiła w dolnym rogu ramy zauważyła mały, zwinięty w rulonik świstek papieru.  

                                                       Wyjrzyj przez okno!~Zac

O co mu chodzi? Co on wyprawia?-Zaciekawiła się. Na jej krześle leżał biały niczym śnieg koc. Czym prędzej go chwyciła i jak najciszej umiała  wyszła na dwór.

-Zac?!-Krzyknęła  dziewczyna.

-Cii!-Zaczął ją uciszać.-Jeszcze usłyszy.

-Co ty robisz o tej porze powinieneś już dawno spać.

-Dzięki za troskę ale doskonale wiem co robię.-Powiedział z irytacją w głosie.

-Co chcesz?

-Miłe powitanie.-Odpowiedział.-Chciałem z tobą porozmawiać o dzisiejszej rozmowie nad brzegiem rzeki.

-Mówiłam ci. Nie ucieknę od niej.

- Julio ona cię zaślepia. Wykorzystuje tylko jak się da. Kiedy ty miałaś jakikolwiek dzień wolnego co?

- A ty?- Odpowiedziała pytaniem.

-Rób co chcesz. Ja nie mam zamiaru cały czas służyć tej wiedźmie.

-Co chcesz zrobić?

-Yyy…….Uciec?- Dziewczyna długo wpatrywała się chłopaka, który zaczął się od niej oddalać. Było już grubo po północy. Cień Zaca zaczynał już znikać wśród drzew. Jednak coś tknęło dziewczynę. Chyba coś do niej trafiło.
-Z-zac!-Zaczęła krzyczeć  drżącym głosem ale chłopak już niej nie słuchał. Dziewczyna spróbowała jeszcze raz zawołać chłopaka ale bez skutku.  Do jej oczu zaczęły spływać łzy, a ona sama zaczęła się kulić aż w końcu pozwoliła uwolnić emocje.

 
Hej! Już jest prolog, co prawda krótki ale co w nim pisać? Jak widać nie zaczęłam od rodzeństwa Pevensie tylko od Zaca i Juli. Oni będą częścią opowiadania. To oni będą nawiązywać do dalszego biegu wydarzeń. Niedługo utworzy się kategoria „bohaterowie” ale chcę znaleźć kogoś do Juli i Zak’a. Jakieś propozycje? Do zobaczenia w następnym rozdziale!

                                                                            
                                                                      


 

 

 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz