Z
Łucją było coraz gorzej. Nie czuła się lepiej, a gorączka nie obniżała się. Z
Piotrkiem byliśmy bezradni. Pogoda też nie dawała nam dużego optymizmu do
życia. Chyba musieliśmy liczyć na cud.
-I
jak?-zapytał mnie Piotrek, gdy wszedł do naszego pokoju. Pomieszczenie od ostatniego czasu nie
było schludne, czyste, wabiące przepięknym zapachem kwiatów z ogrodu. Fetor
wymiocin dało się czuć już od pierwszego
schodka, a zasmarkane chusteczki leżały praktycznie wszędzie; na łóżku, biurku,
podłodze. Jeszcze lepiej, że nie na suficie! Termometry walały się po ziemi
niczym zwinięte kulki papieru.
-Nie
jest najlepiej.-odpowiedziałam.-Gorączka nadal się podnosi.- Starszy brat
podszedł do Łucji i dotknął jej czoła.
-Masz
rację. Jest nadal cała rozpalona.-popatrzył na nią. Wyciągnął prawą rękę i
zaczął ją głaskać po głowie. Jej oczy powoli opadały i się zamknęły. Poczułam
ulgę. Ostatnia noc nie należała do przespanej, gdyż co półgodziny zostaliśmy
budzeni przez siostrę. Nie mieliśmy też żadnych wiadomości od rodziców. Nie
wiedzieliśmy też co począć z listem, który dostałam od profesora. Właśnie!
List! Przecież Piotrek nic o tym nie wie.
-Piotrek.-zwróciłam
się do brata.-Możemy porozmawiać w cztery oczy?-zapytałam.
-Jasne.-odpowiedział
i we dwójkę udaliśmy się na korytarz, gdzie mieliśmy pewność, że żadne z
młodszego rodzeństwa nie podsłucha naszej rozmowy.
-Przepraszam,
że ci nie mówiłam ale dostałam list.
-List?
Wiesz od kogo?-pokiwałam głową.
-Od
profesora Kirke. Pamiętasz go? Przebywaliśmy u niego podczas nalotów bombowych.
To wtedy zaczęły się nasze przygody z Narnią, Ka…
-Niewymieniań
tego imienia.-zdziwiłam się.
-Niby
czemu?-zapytałam.
-Nie
ważne.-powiedział, a mnie nadal zżerała ciekawość.-Kontynuuj.-nie chciałam
dalej wypytywać co go zdenerwowało ale też nie chcę się z nim kłócić.
-Dobrze.-wetchnęłam.-W
tym liście było napisane, że profesor prosi nas aby zaopiekowali się jego
domem. Jest w podeszłym wieku, a jego stan się pogarsza, a mi naprawdę szkoda
tego domu. Pomyśl tylko. Z dala od zgiełku miasta, hałasu. Tylko świeże
powietrze i spokój. Pomyśl logicznie.
Blondyn
westchnął. Widziałam jak myśli nieustannie i próbuje wywnioskować wszystkie za
i przeciw. Wiedziałam ,że raczej z wyjazdu nici, przecież rodzice muszą o tym wiedzieć, prawda?
-W sumie
to nie taki kiepski pomysł.-odpowiedział po dłuższej chwili, a na mojej twarzy
pojawił się uśmiech.-Ale….-no tak. Słowo „ale” ma większą rolę.-po chorobie
Łucji.-ciągnął.
-DZIĘKUJĘ,
dziękuję, dziękuję!!-zaczęłam piać z radości i rzuciłam się na niego.
-Ale
na razie masz nie mówić Łucji.-powiedział i uniósł brew do góry.
**********************
Szedłem
lasem. Powoli zaczęło świtać co zwiastowało poranek. Od domu byłem już bardzo
daleko. Było słychać jak mój but nadeptywał na patyki, a runo leśne niczym błoto
zabierało mnie do jego wnętrza. Byłem sam. Cisza była wokół mnie, tylko od
czasu do czasu zaczęły ćwierkać ptaki. Z środka lasu emanowało ciepło, więc nie
czułem chłodu. Byłem szczęśliwy, szczęśliwy jak nigdy. Jednak miałem żal , że zostawiłem Julią samą
z tą wiedźmą. Jednak jeśli dziewczyna nie chciała nie chciałem naciskać. Jej
sprawa. Ale może jednak przejrzy na oczy? Morze zobaczy, że nie jest warta i
ucieknie tak jak ja? Była nią zaślepiona, totalnie zaślepiona! Tak naprawdę
nikt nie wie o jej historii oprócz mnie-najlepszego przyjaciela, który
traktował ją jak własną siostrę. Nagle usłyszałem jakiś hałas. Odwróciłem się
szybko i wtedy ich zobaczyłem. Stali oparci o pnia drzew, uzbrojeni. Jeden
trzymał nóż i rzeźbił coś z drewna, a
drugi stał niczym nim.
-Witaj.-odpowiedział
ten drugi.-Miło cię znów widzieć.-powiedział spokojnym tonem.
-Co
chcesz?-zapytałem zimnym tonem.-Jakiś problem?
-Nie,
skądże. Na razie to ty jesteś tym najmniejszym problemem.-jego wzrok utkwił we
mnie. Odwróciłem się czym prędzej.
Zaczął biec ile sił w nogach lecz nagle
poczułem jak ktoś chwyta mnie za ramie.
-Koniec
tej gry.-usłyszałem głos. Starałem się
uciec ale nie dałem rady. Za pomocą ramion szarpałem się nieustannie, lecz nie
odniosło to żadnych rezultatów. Na moich nadgarstkach poczułem coś metalowego i
ciężkiego. Czyżby to kajdanki?
Odwróciłem głowę i spojrzałem na nadgarstki. Nie myliłem się. Miałem na
nadgarstkach kajdanki i czułem przeszywający moje dłonie ból. Chciałem się z
nów wyrwać, szarpać ale po chwili poczułem pulsujący ból głowy, a potem nastała
ciemność.
*********
A
jednak! Jak to mówią: JEST MOC! ;) Jak mówiłam rozdział miał być po wyjeździe,
ale dostałam nagłej weny i postanowiłam opublikować go jeszcze dziś!! Ale
kolejna notka pojawi się już po wycieczce. Także krótko mówiąc: PODLASIE! NADCHODZĘ!
A wam życzę miłego tygodnia w szkole i czytania nowego rozdziału. J